niedziela, 7 grudnia 2014

"Nie czytaj tego xD" Rozdział 3

Przybyłam do szkoły na 3 lekcję, najnormalniej jak potrafiłam weszłam do klasy i opadłam na krzesło koło Clod.
- Coś się stało? - zapytała. Troskliwa jak zawsze.
- Byłam na wagarach.
- Co? To źle. Wiesz jakie to nieodpowiedzialne? A co z usprawiedliwieniem? Masz przerąbane...
Przestałam słuchać. To moja przyjaciółka, ale irytują mnie te moralizujące gadki. Może to wina jej surowych rodziców? Nieważne. Prawda była taka, że potrzebowałam teraz uznania, podziwu, czułam się jakbym co najmniej zdobyła Mount Everest. Trzeba będzie iść z tym do Owcy. Fakt, że funkcjonowałam przez te ostatnie 2 godziny był równie entuzjazmujący jak i straszny. Teraz gdy adrenalina powoli opadła zaczynałam czuć się coraz bardziej wypompowana.
Udobruchałam więc Clod, nie mając już siły na dalsze spory i położyłam się na ławce.

 ***

Teraz fizyka. Akurat przypadało zastępstwo z nauczycielem klas językowych A. Pan Formański był podobno zarąbistym nauczycielem i nie mogłam się już doczekać by go poznać.
Wmaszerował na lekcję, czterdziestolatek, lekko łysiejący i całkiem przeciętny.
- Dzień-do-bry. - zawołaliśmy. Ten dziwny zwyczaj mówienia chórem nie minął od przedszkola.
- Dzień dobry. Mieliście już zapewne magnetyzm.
- Tak. - odezwał się Bartek, kujon i przewodniczący klasy.
Nauczyciel zaczął lekcję. W zasadzie było to powtórzenie tego co już mieliśmy, ale z nim robiliśmy także doświadczenia.
Przyniósł dwa silne magnesy i puścił po klasie wcześniej żartobliwie ostrzegając:
- Tylko, chłopaki, nie wkładajcie ich sobie do kieszeni spodni, bo jak wam coś przytrzaśnie...
Klasa zgodnie wybuchnęła śmiechem, chłopcy istotnie nie wkładali magnesów do spodni.
Gdy dotarły i do mnie, złączone, obejrzałam je ze wszystkich stron i podałam dalej.
Zatoczyły pełne koło po czym wróciły do nauczyciela. Ten rozłączył je przy pomocy kantu ławki.
- Jak widzieliście przed chwilą, te magnesy są trudne do rozłączenia, ale również do złączenia. Potrzebuję czegoś cienkiego.
- Hej Krzysiek! Ty masz coś cienkiego! - zawołał Marcin.
- Twój jest cieńszy! - odparował chłopak.
Wszyscy, łącznie z nauczycielem zaczęliśmy chichotać. Powszechną radość przerwał dopiero Bartek podając panu Formańskiemu ołówek. Nauczyciel wsunął na niego magnesy. Unosiły się paręnaście centymetrów od siebie. Potem lekcja wyglądała normalnie, bez żadnych eksperymentów czy zboczonych akcji. Gdy zadzwonił dzwonek zleciały się Bella i Owca.
- Co jest, czemu cię nie było? - pytały jedna przez drugą.
- Była na wagarach. - poinformowała je Clod i patrząc na mnie z dezaprobatą wyszła z klasy.
Reakcje dziewczyn były zupełnie inne niż jej. Bella poklepała mnie po ramieniu i powiedziała:
- Nareszcie, jestem z ciebie dumna.
Owca natomiast wytrzeszczyła oczy i patrzyła na mnie z czymś w rodzaju nabożnej czci. O taką reakcję mi chodziło. Nie mogę się doczekać aż jej powiem z kim byłam na tych wagarach. Jednak póki co miałam trochę inne sprawy do załatwienia.
Na następnej przerwie zaczepiłam Clod.
- Gniewasz się na mnie? - zapytałam. Naprawdę nie rozumiałam jej zachowania.
- Skąd po prostu...nie wiem...rozczarowałaś mnie trochę. Myślałam, że jesteś rozważniejsza.
- Ja wiem, tylko...dałam się ponieść.
Gdyby tylko wiedziała... Ale jeśli jest coś co zbulwersowało by ją jeszcze bardziej, byłby to Castiel.
- Rozumiem. - powiedziała, jednak nie było w tym za dużo przekonania.
- To co idziemy w weekend na basen?
Nareszcie się uśmiechnęła.
- Jasne.

 ***

 W domu nie czekały na mnie żadne przykre niespodzianki. Pies spał grzecznie w moim pokoju, a rodzice jeszcze nie wrócili. "Może nie będzie tak źle" pomyślałam i natychmiast tego pożałowałam, ponieważ przed drzwiami frontowymi usłyszałam kroki mamy. Zbiegłam po schodach.
- Cześć mamo! - cmoknęłam ją w policzek.
Zdziwiła się. Normalnie nigdy tego nie robię.
- O co chodzi?
Tylko spokojnie. Wiarygodnie. Całe szczęście, że byłam dobrym kłamcą.
- Teraz, jak wracałam ze szkoły...znalazłam coś.
- I... - popędziła mnie.
- Chcę tylko przechować, napiszę ogłoszenia i wszystko żeby trafił do prawowitego właściciela i...
- Na litość boską, Marysiu! Jest koniec tygodnia! Nie mam siły na takie gierki, po prostu powiedz o co chodzi.
Zamiast powiedzieć tylko podeszłam do drzwi mojego pokoju i wypuściłam spaniela, który obudzony krokami stał teraz czujny na progu. Gdy tylko go uwolniłam zbiegł po schodach i zabrał się obwąchiwania mamy. Kobieta krzyknęła zaskoczona.
- Co to ma być?!
- Pies. - odpowiedziałam niewinnie.
- Przecież widzę! Ale co on robi w moim domu?!
- Mówiłam ci już, że go znalazłam. Jest tu tylko na jakiś czas. Nawet zaczęłam przygotowywać ogłoszenia. - skłamałam jeszcze ten jeden raz.
Mama popatrzyła na zwierzaka sceptycznie, a chwilę potem dała rękę do powąchania i pogłaskała go nieśmiało po głowie. Odpowiedział zachęcającym merdnięciem ogona.
- W sumie to zawsze chciałam mieć spaniela. - uśmiechnęła się ciepło do psa, a gdy skierowała wzrok na mnie jej spojrzenie stwardniało.
- Oczywiście karmisz go, dajesz wodę i wyprowadzasz!
- Tak jest! -  zasalutowałam, a mama uśmiechnięta powróciła do zabawy z psem.

***

Z nadejściem weekendu wszystko staje się piękniejsze. Takie wrażenie przynajmniej odnosi ktoś kto nie musi chodzić do liceum i zamierza pogodzić się na dobre z przyjaciółką. Na basenie byłam już przed czasem, bo wiedziałam jak spóźnienia wkurzają Clod. Co dziwne ona też często kazała na siebie czekać. Tym razem nie było inaczej. Spóźniła się 5 minut. Jak na nią to i tak nieźle. Potem poszłyśmy się przebrać i  na basen. 
Płynęłyśmy obok siebie, wolno i spokojnie cały czas gadając. 
- A jak długo możesz zostać? - spytałam.
- O 16 mam być w domu.
- To zdążymy. - przerwałam na chwilę, a potem palnęłam - Mam psa.
- Co? Od kiedy? - aż się zatrzymała. Zrobiłam to samo. 
- Znalazłam go po szkole. - sprzedałam jej tą samą historię co mamie.
- Czyli nie jest tak do końca twój. 
- No nie. Właściwie to mam tylko znaleźć jego dom.
- Nie wiesz jak ma na imię?
Pokręciłam przecząco głową. 
- Póki co mówię na niego Bernie. Jak usłyszał to imię w telewizji zaczął szczekać.
I na tym się skończyło. Z Clod nie można gadać o psach, nie lubi ich. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, ale też nie dyskutowałyśmy o tym za dużo. Żeby poprowadzić myśli innym torem zaproponowałam wyścigi. 
Prawie się podtopiłam, ale i tak przegrałam.
- Gratulacje.
- To co...teraz zjeżdżalnia?
Pobiegłyśmy do czerwonego, kręconego monstrum i zjechałyśmy parę razy. W międzyczasie zdążyli włączyć gejzery. 
- Tam! - krzyknęłam. - Chodźmy szybko.
Clod się zgodziła, ale potem spojrzała na basenowy zegar.
- Muszę już lecieć, bo mama mnie zabije. - powiedziała z wyraźnym poczuciem winy.
- Dobra, nie ma problemu. - odparłam. - W sumie, sama muszę zaraz iść. Tylko jeszcze raz zjadę. - skinęłam głową w stronę zjeżdżalni wodnej i podbiegłam w jej stronę.
Nie było kolejki więc wszystko poszło bardzo sprawnie.  Namierzyłam swoje klapki i szczelnie owinięta ręcznikiem weszłam do szatni, pod natryski. Nikogo nie było więc szybciutko się umyłam i wycierając twarz wkroczyłam do przebieralni. Stanęłam w progu i osunęłam materiał sprzed oczu.
Zobaczyłam 4 nagich mężczyzn z czego jeden stał idealnie przodem do mnie. Zamarłam, a nogi jakby przyrosły mi do podłogi. Patrzyłam mu idealnie tam. Chciałam odwrócić wzrok, najbardziej na świecie, ale nie potrafiłam się do tego zmusić. Facet zerknął na mnie i  wydał zduszony okrzyk  jednocześnie zasłaniając się ręcznikiem. Zaalarmowani tym pozostali bywalcy szatni równocześnie skierowali na mnie wzrok. Wszyscy cali czerwoni i ja blada ze wstydu pośrodku tego wszystkiego. Upuściłam ręcznik na podłogę i ślizgając się na mokrej posadzce  wypadłam na basen i wbiegłam do damskiej szatni.
- Co tak długo? - zapytała Clod, ale gdy tylko zobaczyła, że zaraz prawdopodobnie zejdę na zawał/umrę ze wstydu dała sobie spokój. Pożegnałyśmy się szybko i brunetka zostawiła mnie samą. I wtedy uświadomiłam sobie kolejną straszną rzecz.
Mój ręcznik. Został. Na podłodze. W męskiej.
Nie zamierzałam ryzykować powrotem tam więc po prostu wytarłam się pobieżnie papierem toaletowym i wróciłam do domu.

Ledwo zdążyłam przekroczyć próg już czekały na mnie nowe problemy.
- Błagam nie teraz. - zasłoniłam się ręką przed ostrym spojrzeniem brata i próbowałam uciec do pokoju.
- A właśnie, że teraz. - zagrodził wyjście swoim ciałem.
- Tylko szybko. - usiadłam i od razu, gdy tylko moje spojrzenie padło na brata przypomniała mi się chwila gdy jeden z mężczyzn obecnych w szatni zasłonił się i zwiał. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Wszystko wiem. Alexy mi powiedział.
Cholera.
____________________________________________________________
Trochę długo, ale szkoła i egzaminy... 
Mam strasznie mało czasu na pisanie. :/