wtorek, 30 września 2014

Nie czytaj tego xD - rozdział bonusowy "Dzień chłopaka"

Gimba niszczy.
Zgodnie stwierdziłyśmy to z Owcą na lekcji biologii.
Omawialiśmy właśnie układ rozrodczy męski co mojej klasie przysporzyło sporo radości. Cudowny prezent na dzień chłopaka nie ma co. Po kolejnej gadce w stylu "Obczaj moje prącie, mała" walnie głową w ławkę już nie wystarczało. Zgodnie odliczałyśmy minuty do przerwy.
Dzwonek wreszcie zadzwonił i nastała godzina wychowawcza. Teraz miałyśmy wręczyć chłopakom prezenty. Paczkę żelków i różowe skarpety piłkarskie. Każda miała "swojego" chłopaka do którego pochodziła i składała życzenia. Mi przypadł w udziale Dominik - pulchny chłopak o zapachu sera.
Równo 2 minuty po dzwonku weszłyśmy do klasy śpiewając „Sto lat” i każda podeszła do ławki odpowiedniego samca. Teraz trzeba było złożyć życzenia uprzednio napisane przez przewodniczącą klasy.
- Wszystkiego najlepszego, dużo radości,
Niech uśmiech na twej twarzy gości,
bo chłopaka dzień,
więc częściej się śmiej. - urocze. A jakie rymy.
Dominik grzecznie podziękował, niemal wyrwał mi z ręki żelki i zaczął je jeść. Gdyby wychowawczyni nie powiedziała, żeby chłopcy „podzielili się z fundatorkami” nawet bym ich nie spróbowała. Swoją drogą: były całkiem smaczne.
Wrzesień był ciepły więc po ceremonii w klasie wyszliśmy na boisko szkolne i graliśmy w siatę w kółku. Odbiłam piłkę na tyle nieszczęśliwie, że uderzyła Wiktora – chłopaka, który mi się podobał w samą twarz.
- Przepraszam! - pisnęłam.
- Nic mi nie jest. - powiedział bez wyrazu.
Po tym incydencie skierowałam się na pobliską ławkę i tylko przyglądałam się grze pozostałych.
Kolejna zaprzepaszczona szansa.  
________________________________________________________
Krótki, lekki i przyjemny (mam nadzieję xD) Oczywiście najlepsze życzenia dla chłopaków :*

poniedziałek, 29 września 2014

"Na wolności..." Rozdział 3

Leżę na łóżku i rozmyślam nad swoimi lekkomyślnymi decyzjami.
Sama nie wiem dlaczego się zgodziłam. Chyba wciąż byłam oszołomiona po wspólnym tańcu. Jedno potwierdzenie wystarczyło żeby na oczy i usta Armina wypełzł radosny uśmiech.
Jesteśmy umówieni na 18 na plażę. Mamy tam czekać na zachód słońca i iść na klif.
Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Mam znajomego! Może nawet przyjaciela. Nadal wydaje mi się dziwne, że mnie zauważył, że zatrzymał przy mnie myśli dłużej niż na sekundę. I oczywiście nadal mnie stresuje. Ciekawe czy kiedykolwiek przestanę traktować chłopaków jak inny gatunek. Nie wydaje mi się.
A Ellie mnie unika. Już w drodze powrotnej, w samochodzie mnie ignorowała. Nie odpowiadała na moje pytania gdzie była i co robiła. Tylko odwracała wzrok i patrzyła w okno. Czy to możliwe, że była na mnie obrażona? O co? O taniec z Arminem? Zrobiło mi się smutno i byłam sfrustrowana, ale starałam się tego nie okazywać. Moje myśli łatwo było zająć samym tylko chłopakiem.
Schodzę z łóżka i otwieram szafę. Największy dylemat każdej dziewczyny: Co na siebie włożyć? Idziemy na plażę więc coś w czym będę się czuła swobodnie, ale też coś ładnego... Już chcę zawołać Titi, ale powstrzymuję się i zdaję na siebie.
Wybieram krótkie spodenki i złotawą bluzkę zbliżoną kolorem do moich włosów, które postanawiam związać w koński ogon. Gotowa. Mam jeszcze godzinę na dotarcie nad morze.
Umówiliśmy się w miejscu naszego pierwszego spotkania. Tym razem nie zamierzam biec więc kieruję się na przystanek autobusowy. W domu starannie przestudiowałam plan miasta i dzięki temu teraz wszystko już wiem.
Bez większych problemów dojechałam do wybrzeża, stanęłam przed ogrodzeniem i... tutaj zaczęły się schody. Nie mogę przecież przejść przez siatkę tak samo jak poprzednio. Walczę sama ze sobą przez dobrą minutę. W ostatecznym rozrachunku decyduję, że Armin jest ważniejszy niż ubrania czy fryzura choć teraz ich zniszczenie wydaje mi się niemal świętokradztwem.
Właśnie podczas przekładania głowy przez dziurę w ogrodzeniu słyszę z tyłu jego głos.
- Co ty robisz?
Oblewam się rumieńcem i cofam chwiejnie. Niechcący wchodzę Arminowi na stopę i potykam się o nią. Tracę na chwilę równowagę, ale chłopak łapie mnie w pasie. Od miejsca gdzie jego dłonie mnie dotykają, po całym ciele rozpływają się fale gorąca. Efekt jest taki jak po wrzuceniu kamienia do wody. Choć już dawno odzyskuję równowagę nie puszcza. Chrząkam znacząco, a on zabiera ręce.
- Przepraszam. - mówimy równocześnie po czym zaczynamy chichotać. Armin swobodnie, a ja nerwowo.
- Trzeba było przyjść tam. - wskazuje ręką hangar - Mogłabyś wejść legalnie.
- Ja nie... - jąkam się zażenowana. Jak mogłam nie pomyśleć o czymś tak oczywistym?
- Już nieważne. Chodź. - mówi i nie czekając na mnie rusza w stronę budynku. Przechodzimy przez niego i już jesteśmy na plaży.
- Czekam przy tamtym kamieniu. - mówi Armin i odbiega zostawiając mnie samą.
Nie chce tu ze mną być? Uciekł? Nagle zaczynam czuć się strasznie niepewnie. Niby dlaczego miałby chcieć ze mną przebywać? Nie mam nic do zaoferowania. Jestem z psychiatryka.
Jestem mordercą.
Mimo wszystko postanawiam sprawdzić czy naprawdę tam na mnie nie czeka. Jestem zażenowana i czuję jak moja twarz płonie. Z nerwów staję się niezdarna. Potykam się w piasku aż w końcu ściągam buty. Niewiele to pomaga.
Idę we wskazane miejsce i oddycham z ulgą. Armin stoi plecami do mnie, twarzą do oceanu. Wlokę się ciężko po nierównych od soli kamieniach prowadzących w jego stronę i czuję się coraz bardziej nieswojo.
Wreszcie podchodzę do chłopaka, który odwraca się i uśmiecha na mój widok. Gdy słońce pada na jego włosy na moment wydają się srebrne, a potem wraca ich zwykły czarny kolor. Stoi koło koca piknikowego.
Przygotował piknik. Specjalnie dla mnie! Nagle czuję się z butami w ręce jak kretynka. Oblewam się rumieńcem, spuszczam więc wzrok, rzucam buty i nogą odwracam je w piasku.
- Siadasz?
- J-Jasne. - odpowiadam i posłusznie opuszczam się na koc. Czuję się dużo pewniej gdy oboje siedzimy już na ziemi. Przynajmniej nie można się potknąć, dużo mniejsze jest też ryzyko zrobienia innych głupich rzeczy. Podciągam kolana pod brodę. Armin się przysuwa i teraz siedzi w niewielkiej odległości ode mnie.
- To...gdzie mieszkasz?
- U Titi. - odpowiadam przezornie nie podając adresu.
- Znam ją, to moja dentystka. Fajnie się z nią żyje?
- Bardzo. Jest taka miła i pomocna...
Jeszcze przez chwilę gadamy o wszystkim i o niczym aż w końcu zapada przyjacielska cisza. To trochę tak jakby człowiek jednoczył się z naturą. Nie przeszkadza jej, a jednak jest obecny. To prawie jak magia.
Słońce obniża się coraz bardziej rzucając na powierzchnię wody kolorowe promyki. Uśmiecham się lekko na ten widok i kieruję wzrok na Armina. Jego oczy są jak czyste górskie jeziora, krystalicznie czyste. W takich oczach można utonąć. To właśnie robię, bez reszty zatracam się w ich błękicie. Tę bez wątpienia dziwną chwilę przerywa Armin podnosząc się z piasku. Wyciąga ku mnie rękę. Słońce prześwieca zza jego
pleców, nadając postaci chłopaka monumentalne wrażenie. Chciałabym mu ufać. Ale czy mogę?
Mimo wszystkich wątpliwości podaję mu dłoń i z jego pomocą wstaję po czym otrzepuję tyłek z piasku. Koc jednak niewiele pomógł. Muszę wyglądać na nieźle zaskoczoną, bo Armin spieszy z wyjaśnieniami.
- Już za chwilę zachód, musimy iść na klif.
Oczywiście, jak mogłam o tym nie pomyśleć! Patrząc na położenie słońca mamy maksymalnie 10-15 minut. Chłopak bierze koc i czeka aż założę buty. Następnie idziemy w stronę klifu. Poprzednio bardzo się zmęczyłam, ale teraz idzie mi się znacznie lepiej. Może musiałam się przyzwyczaić, albo coś w tym stylu...
Docieramy przed czasem. Arminowi spokojnie udaje się rozłożyć koc i siadamy na nim czekając na coraz bardziej obniżające się słońce aż w końcu zatonie w tafli morza.
Skupiam się na miarowym uderzaniu fal o brzeg i biciu mojego serca, krzykach mew oraz niebie, z sekundy na sekundę coraz bardziej pomarańczowym. Dopiero po paru minutach zerkam na Armina i nie mogę uwierzyć własnym oczom... On gra na konsoli! Już chcę na niego syknąć żeby nie psuł mi najpiękniejszej chwili w życiu, ale wygląda tak uroczo, chłopięco i niewinnie. Lekko wysunął język i nieświadomie przechyla całe ciało razem z konsolą. W pewnym momencie czarny kosmyk opada mu na oczy. Próbuje zdmuchnąć go na bok nie odrywając wzroku od ekranu. Z niewiadomych powodów rozczula mnie ten widok i z idiotycznym uśmiechem przyglądam się chłopakowi.



***
Przegapiłabym ten cudowny krajobraz gdyby Armin nie schował konsoli, a ja nie musiałbym uciekać wzrokiem prosto na morze. Czerwone słońce powoli i majestatycznie zanurza się pod powierzchnie wody ją i całe otoczenie przebarwiając na oranżowe kolory. Chmury wyglądają jak kłębki waty cukrowej. Ale to nie koniec spektaklu, bo woda zaczyna migotać i zmieniać kolory. Błyszczy się na złoto, przechodzi w srebrny, a następnie fioletowy, różowy, pomarańczowy i czerwony by na sam koniec, po zachodzie słońca, przybrać głęboką granatową barwę.
- Nie ważne ile razy będę na to patrzeć, nigdy mi się nie znudzi. - mówi Armin melancholijnym głosem.
"Co?" chcę zapytać.
- Jak ulubiona gra. - prostuje i szczerzy bielutkie zęby w szerokim uśmiechu. - Nie ważne jak długo będę w nią grał pod ławką, zawsze będzie ciekawa.
- Właśnie, już jutro szkoła.
- Pierwszy dzień w nowym liceum zawsze jest trudny. - "pierwszy dzień w jakiejkolwiek szkole" chcę go poprawić ale się powstrzymuję. - A gdzie idziesz?
- Do Słonego Morisa czy jakoś tak...
- Słodkiego Amorisa?
- Tak, to to. - uśmiecham się zwycięsko.
- Ja tam chodzę.
- Co?! - pytam i mrugam by otrząsnąć się z szoku. Z marnym skutkiem.
- No tak, gadałem o tym z wami - z Ellie i z tobą za pierwszym razem.
- Ty, Ty, Ty, będziesz. Ze mną. W szkole. - powtarzam idiotycznie próbując przetrawić tę informację. Mam przyjaciela, w nowej szkole, wszystko mi pokaże, pomoże się odnaleźć.
Po prostu będzie.
Piszczę i rzucam się zaskoczonemu Arminowi na szyję. Niezdarnie poklepuje mnie po plecach.
- Mori, dusisz. - mówi z uśmiechem. Puszczam go natychmiast i odsuwam się na bezpieczną odległość.
- Przepraszam. Po prostu tak się cieszę!
- Też jestem szczęśliwy, ale uważaj, bo z tej radości mnie zabijesz. - chichocze, a mnie opuszczają resztki radości, jak bąbelki ulatujące z butelki Coli. Moja twarz traci kolor i mocno zaciskam szczęki z całych sił powstrzymując łzy. Jak on może tak swobodnie o tym mówić?! Jak może o tym żartować?!
Zrobiło się już ciemno, a ja czuję się podle i chcę wracać do domu. Do mojego łóżka. Skulić się w nim w kłębek i płakać, płakać, płakać za tamtym nieznajomym mężczyzną.
- Muszę już iść. - mówię drżącym głosem, zabieram bluzę i wstaję z koca. - Cześć.
- Może cię odprowadzę... - sugeruje Armin jakoś dziwnie niepewnie i zaczynam czuć się jeszcze bardziej winna. Czemu jestem dla niego taka zimna? To nie jego wina, że jestem tym czym kim jestem.
- Chętnie. - próbuję posłać mu miły uśmiech. Drżąca dolna warga mi tego nie ułatwia. Armin łapie mnie za rękę i powoli schodzimy z klifu. Czeka razem ze mną na autobus, a gdy odjeżdżam wciąż patrzę za oddalającą się sylwetką chłopaka z nosem przyciśniętym do szyby. Wiem, że gdy tylko wrócę szybko się umyję i pójdę spać. Muszę być wypoczęta.
Jutro przecież wielki dzień.

***AMBER***
Po raz ostatni przeciągnęłam szminką po ustach i oddałam ja Li.
- Nie! - powtórzyłam po raz setny.
- Ale błagam cię Amber, ty zawsze zajmujesz nowych facetów.
- Ten cały Morgan będzie mój. Chyba że okaże się tępym brzydalem. - dodałam po chwili.
- A ta cała historia z Kentinem?
- Nie przypominaj mi o tym! - warknęłam.
- Wybacz. A, i zostają jeszcze dziewczyny.
- Tak... Trzeba będzie im pokazać kto tu rządzi. A to akurat uwielbiam. - uśmiechnęłam się pod nosem.
Tak. Bardzo miło powitamy nasze nowe koleżanki.

niedziela, 28 września 2014

Witam na blogu :)

Może mnie kojarzycie z Wiki SF, a jak nie to dobrze xD
Jestem bardzo początkującą pisarką, ale w mojej głowie kłębi się mnóstwo pomysłów. Tutaj będą one ujawniane. ^^
Krótkie tutaj na głównej,a "powieści" w osobnych kartach. Zachęcam do czytania i komentowania :)